Mój tato choruje na alkoholizm. Gdy wypije, staje się agresywny wobec mamy i nas. Właściwie przestajemy mieć wtedy dla niego jakiekolwiek znaczenie i nie obchodzi go, co się z nami dzieje. Ponadto, kiedy byłam bardzo małym dzieckiem, byłam wykorzystywana seksualnie przez krewnego mojej mamy. Te dwa doświadczenia miały na mnie głęboki wpływ.
Odkąd pamiętam, nienawidziłam siebie. Czułam się winna wszystkiemu, co mnie spotkało, jakbym była magnesem na złe rzeczy. Wydawało mi się, że jestem beznadziejna i zepsuta, i nikt nie może mnie kochać, bo jestem tak bardzo zła. Prawie wcale nie miałam znajomych, byłam zamknięta w sobie. Chciałam, żeby było inaczej, ale strach, że ludzie odkryją, jak bardzo jestem głupia i nudna, paraliżował mnie całkowicie. Byłam blisko Kościoła, ale bałam się Boga. Nie wierzyłam, że naprawdę mnie kocha, bo przecież nie zasługiwałam na miłość i nikt nie mógł mnie kochać.
Kiedy miałam osiemnaście lat, pojechałam na wakacyjne rekolekcje oazowe. W trakcie takich rekolekcji jest czas, w którym można zaprosić Jezusa do swojego życia. Długo zastanawiałam się, czy to zrobić, bo zupełnie nie wyobrażałam sobie, jakby miało to działać. Przecież wcale nie słuchałam Boga, wszystko robiłam po swojemu i to robiłam źle, a kiedy obiecywałam, że się zmienię, nigdy nic z tego nie wychodziło. Postanowiłam jednak, że pójdę do kościoła pomodlić się za tych, którzy Jezusa zaproszą. Kiedy ksiądz wyjął Najświętszy Sakrament i postawił go w monstrancji na ołtarzu, poczułam w moim sercu ogromne ciepło. Patrzyłam na hostię i miałam wrażenie, że Jezus mnie woła, że prosi, bym pozwoliła Mu wejść w moje życie, że obiecuje, że sam się wszystkim zajmie, i żebym się nie martwiła, bo On bardzo mnie kocha. Uklęknęłam przed Najświętszym Sakramentem i w krótkiej modlitwie oddałam Mu swoje życie. Kiedy wróciłam do swojej ławki, po raz pierwszy w życiu rozpłakałam się ze szczęścia. Czułam się bardzo kochana. Miałam w sercu pewność, że dla Boga nie jestem zepsuta i beznadziejna, wręcz przeciwnie: jestem Jego ukochaną córeczką, dla której był gotowy umrzeć na krzyżu.
Jeszcze w trakcie tych samych rekolekcji Bóg zaczął zmieniać moje myślenie o samej sobie. Przez słowa z Pisma Świętego, przez rozmowy z wieloma osobami, przez różne drobne zdarzenia w ciągu dnia dawał (i nadal daje) mi do zrozumienia, że stworzył mnie piękną i dobrą, że jest ze mnie dumny i że bardzo mnie kocha, niezależnie od wszystkiego, co mogłabym zrobić. Nie ma takiej rzeczy, która mogłaby sprawić, że przestałby mnie kochać. Jego miłość stała się moją siłą i dała mi odwagę, by powoli zacząć nawiązywać relacje z ludźmi. Kiedyś bałam się mężczyzn, uciekałam ze sklepu, jeśli ekspedientką nie była kobieta, dziś rozmawiam z nimi coraz swobodniej i coraz lepiej czuję się w ich towarzystwie. Kiedyś starałam się nie zwracać na siebie uwagi, dziś sama poznaję nowych ludzi i robię wiele rzeczy, w których np. muszę mówić przed sporą grupą osób. Wszystko dzięki Jego miłości. Cokolwiek robię, wiem, że jestem kochana absolutnie i bez warunków i to się nie zmieni, nawet jeśli się wygłupię, nawet jeśli zgrzeszę. Jestem Jego córeczką i On zawsze będzie blisko, by cieszyć się ze mną, by dodawać mi otuchy, by podnosić z upadków. Bóg jest najlepszym Tatą i chce, żeby każde Jego dziecko było szczęśliwe, żeby czuło się bardzo kochane. Chce tego dla wszystkich ludzi, dla mnie i dla Ciebie. Czeka tylko, aż zaprosisz Go do swojego życia. Amen!
Magdalena