Na OM pojechałam bo było źle. Zapewne, gdyby było dobrze nigdzie bym się nie ruszyła ze swojego bezpiecznego świata. Jadąc miałam poczucie, że ta Wspólnota nie jest już moją Wspólnotą; chodziłam na spotkania dwa lata temu i od tamtego czasu prawie się nie pojawiałam, nie czułam więc żadnej przynależności do tej grupy. Ale Bóg chyba bardzo chciał, żebym tam się znalazła i wykonał bardzo dużo pracy, żeby osiągnąć Swój cel. Jechałam z pustką w sercu, zastanawiając się czy nie zawrócić i jak tylko tam się znalazłam to od razu pojawiły się myśli „uciekaj! to nie jest miejsce dla Ciebie! i tak nic się nie zmieni!”.
Miałam w sobie dużo żalu, pretensji… w sierpniu zmarł mój brat – jedna z najbliższych na świecie mi osób. Po czasie obwiniania siebie, przyszedł czas na szukanie winy w Bogu. Przez te trzy dni OMu przechodziłam istne tornado emocji, ale dziarsko trzymałam je na uwięzi, próbując, za wszelką cenę, nie dopuścić ich do siebie.
Wszystko „wylało się” ze mnie podczas adoracji. Chyba nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego ile we mnie jest tej całej złości, bezsilności, bezradności. Wylewając morze łez, wyrzucałam z siebie pretensje do Boga za to czego doświadczyłam. Ludzie dookoła radośni, dający świadectwo jak Jezus nas kocha, a ja pośród nich taka udręczona z tym swoim poczuciem braku miłości Pana, braku Jego obecności w moim życiu. Adoracja się skończyła, a ja zostałam tam, z tym wszystkim z czym przyjechałam, tylko że teraz dodatkowo ze świadomością, ile tego jest i że sama przez to nie przejdę. Wychodząc natknęłam się na księdza Mateusza, i pewna jestem, że to Duch święty mnie wtedy prowadził… sama z siebie nie poprosiłabym o rozmowę, a jednak…
Ta rozmowa dodała mi nadziei i skierowała mnie znowu na adorację, z postanowieniem, że spróbuję to wszystko oddać Jezusowi, z prośbą, aby zabrał te uczucia ode mnie i dał mi pokój w sercu.
Moje prośby zostały wysłuchane – dostałam pokój, a oprócz tego dostałam poczucie, że nadal jestem częścią tej Wspólnoty, że drzwi zawsze są otwarte. Wspólnota jest wielką łaską, którą dostałam od Boga, która wspiera, nie tylko poczuciem przynależności, ale też modlitwą, dobrym gestem. Chwała Panu za to!