Postanowiłam napisać parę zdań o tym co myślę o ostatnich osobistych przemyśleniach dotyczących rekolekcji, w których doznałam przeświadczenia, że powinnam w życiu kierować się sercem, które powinno nawet mimo różnych ciężkich sytuacji nadal być pełne nadziei i ufności. Ostatni czas to był czas po pływaniu na wzburzonym morzu, ostatni tydzień był czasem w którym mocno odczułam zniechęcenie , w paru aspektach zaczęłam wymiękać i tylko zaczęłam w głębi mówić aby moje serce nie stało się z kamienia, przez to co mnie teraz spotyka. Walka trwała. W życiu często walczę i tym razem też tak było. Nie lubię odpuszczać. W piątek nastał czubek kryzysu.W sobotę podczas adoracji zaczęłam przed Bogiem odkrywać wszystkie zakamarki w sercu. Powiedziałam co mnie boli, w czym wymiękam. Polały się łzy i zaczął się dziwny stan. Serce zaczęło mi tak walić, że zaczęłam je słyszeć jak na echu serca. To chyba było włączenie znowu mojej ,,pikawy” względem Boga i utwierdzenie, że Bóg walczy o to, żeby moje serce nie stało się z kamienia.